piątek, 22 marca 2013

Weekend

Wyczekiwanie tego weekendu określiłbym czekaniem na Godota. Cholera, jestem szczęśliwy. Ja i K., którą kocham nad życie, i nic więcej - nawet nie myślę, że w poniedziałek koniec!

P.S. Kot właśnie kichnął na moją stopę. Mam na niej gluta, natomiast K. nie wierzy w to.

środa, 20 marca 2013

Dupa.

Teatr. Sztuka, tragedia. Widzowie masowo ziewają. Pada słowo 'dupa', a może 'kutas'. Na sali rozlega się długi, gromki rechot. Kultura w wydaniu polskim.

wtorek, 19 marca 2013

Cypr, czyli pierdolnięcie

Europa chce aby Cypr dowalił swoim rodakom jednorazowy podatek od oszczędności. Cypryjczycy byli mądrzejsi i odmówili. Czekam tylko aż pójdą po rozum do głowy i - za przeproszenien - dopierdolą podatek od dywidendy (choćby jednorazowy) wielkim korporacjom z Niemiec i UK, Polski i Francji. Byłby fan. Już widzę naszego dyrektora i gromadkę partnerów kajających się przed panami klientami.

"ale urwał" cwaniakom

sobota, 16 marca 2013

Co za chujowy Świat!


Oglądając Chirurgów (jeden z tych fantastycznie przetłumaczonych tytułów!) mam wrażenie, że każdy szpital wygląda jak Seattle Grace, a każdy lekarz musi spędzać co najmniej cztery godziny dziennie na siłowni. To wrażenie mija w sposób oczywisty, kiedy przechodzę (a robię to przynajmniej dwa lub trzy razy w tygodniu), koło naszych dobrych-bo-polskich placówek. Odrapanych, brudnych z lekarzami chudszymi ode mnie i masą mięśniową zbliżoną do masy mojego brzucha sprzed kilku lat.

Kilka lat temu (właściwie to już minęła dekada), oglądałem w telewizji Ally McBeal. Anorektyczna pani prawnik, mierząca się każdego dnia z przypadkami, o jakich większość z nas nie słyszała przez całe swoje życie. Broniąca spraw, które były sprawami przegranymi. Sędziowie, którzy byli sprawiedliwi, mądrzy, rozważni. Prawnicy, od których wymagało się myślenia i wygrywania spraw a nie wklepywania każdej przepracowanej godziny do jakiejś tabelki (tfu – jak to każdej? przecież wtedy budżet byłby znacząco poniżej oczekiwań).

Nigdy nie wierzyłem, że kancelaria jest taką kancelarią. Jasne, miałem nadzieje. Pierwsza, w której pracowałem, była mała ale chyba też najbardziej przypominała te klimaty. Potem było już tylko gorzej. Dzisiaj, pracując dla jednej z najbardziej obrzydliwie bogatych, międzynarodowych sieciówek, zastanawiam się jak to jest, że siedzimy w pomieszczeniu z PeeReLowską okładziną, kwiatkiem wymagającym intensywnej terapii, pracujemy na gównianym sprzęcie, na którym literki są rozmazane i „nic się z tym przez najbliższe trzy lata nie da zrobić”. No i nasze wygrywanie spraw sprowadza się do długich na kilkanaście stron zastrzeżeń, zwalniających nas z odpowiedzialności za przesrane (pardon, przegrane) sprawy.

I tylko tortellini w sosie porowych, które zrobiła dzisiaj moja Ukochana, poprawia mi humor (Ona twierdzi, że nie umie gotować ale w gruncie rzeczy nie jadłem nigdy nic lepszego*). Bo kiedy patrzę na ten chujowy Świat, i myślę sobie, że lekarz wyjeżdżający na misję do Mozambiku, Sierra Leone czy gdziekolwiek indziej zarabia miesięcznie mniej, niż kosztuje godzina pracy naszego partnera, to myślę, że chyba kogoś tu zdrowo pojebało i ktoś nieźle ochujał.

Nie twierdzę, że powinniśmy pracować pro bono. Chociaż może, po przemyśleniu, to tak – właśnie tak uważam. Nie zawsze, nie codziennie, ale tak powinno być. Ten Świat jest chujowy właśnie dlatego – przez takich ludzi, którzy patrzą tylko na czubek własnego nosa.

P.S. Kryzys „dotyka” wielkie firmy coraz bardziej. Teraz tniemy koszty. Już oficjalnie.

P.S. * Tak, to prawda. Lubię dobrą kuchnię, lubię Francuzów i Włochów, uwielbiam owoce morza, ale kiedy człowiek przychodzi do domu i dostaje najbardziej uroczy na świecie "Syf z patelni", w takiej właśnie chwili wie, że mógłby się oświadczyć, bo to jest Kobieta, która nie dość, że zajebiście gotuje, to jeszcze sama w sobie jest cudowna.

wtorek, 12 marca 2013

Zwolnienia, redukcje i kryzys

Podobno czekają nas zwolnienia. Podobno to temat numer 1 (tap iszju) od dobrych dwóch miesięcy.


Podobno, bo jak wiadomo - taka plotka może zdziałać cuda. Zabawne, że od 2008 roku, tym namberem łan w odmawianiu pracownikom różnego rodzaju świadczeń dodatkowych. Tak jakby partnerzy zapominali, źe przeciętnie rozgarnięty stażysta może w dwie minuty zweryfikować sytuację finansową Firmy.



I tym razem kryzys zawitał w nasze skromne progi. W grudniu ogłoszono, ze jesteśmy nadzwyczaj zajebiści bo zrealizowaliśmy budżet powyżej zakładanego poziomu, natomiast w styczniu gruchnęła wieść o planowanych redukcjach. Ja przeoczyłem jednego maila i żyłem w słodkiej nieświadomości. Do dzisiaj.



I tak patrzę na moje drogie koleżanki i drogich kolegów i zastanawiam się jakim cudem od lat kupują tą tanią wymówkę z kryzysem. I podsuwają tysiące pomysłów jak można ich zoptymalizować. Pozostaje mi wierzyć - co z radością czynię - że z tego poświęcenia sami się zwolnią. Dla dobra ukochanej firmy. I mojego dobra również, oczywiście.

niedziela, 10 marca 2013

Witaj w świecie konsaltingu

Pomieszczenie ma kilkaset metrów kwadratowych. Rząd okien na jednej ze ścian, przy nich biurka menedżerów. Czym dalej od okna, tym niższe stanowisko. Stażyści zajmują miejsca przy korytarzu biegnącym wzdłuż ściany zastawionej szafkami wypełnionymi segregatorami, blisko ksera i wejścia do kuchni. Od południa mogą poczuć feerię zapachów, smaków włoskich i japońskich, wcześniej zapach makreli, sardynek. To jest prawdziwy konsalting.

Tak zwany ołpen spejs (bo przecież otwarta przestrzeń brzmi niemodnie, przepraszam, brzmi passé) jest znany wszystkim pracownikom korporacji, jak również firm aspirujących do tego cudownego miana. Dwa metry kwadratowe powierzchni (według centrali w dalekim kraju to i tak za wiele; trwają prace nad zminimalizowaniem niezbędnej przestrzeni), ścianki sięgające wysokości nosa (na nich ponaklejane procedury, formularze, wytyczne, bo zdjęcie rodziny dopiero gdy jesteś dyrektorem), oddzielające nas od koleżanek i kolegów, którzy na uszach mają słuchawki, a w nich rozbrzmiewa muzyka, od Chopina po Ona tańczy dla mnie. 

Ktoś się śmieje, ktoś warczy. Mężczyzna siedzący w pobliżu (jakieś trzy niewygodne stare fotele dalej) wydaje co jakiś czas bliżej nieokreślone dźwięki. Ktoś inny tępo wpatruje się przez większość czasu w sufit (zepsute lampy, międląca powietrze klimatyzacja). Koleżanka nie myje zębów. Każdy przy biurku je śniadanie. Po powrocie z lanczu czuć czosnek zmieszany z cebulą, potem szczoteczki do zębów w toalecie (w której nikt po caca nie myje dłoni). Trzy biurka dalej śmiech. Ktoś chodzi z Blakbery z słuchawkami, mówi i gestykuluje. Wokół jednej koleżanki zebrali się poważni mężczyźni w garniturach, z zamyślonymi twarzami pochylają się nad głośnomówiącym aparatem telefonicznym; odbywają ołpen spejsowego kola. Witaj w świecie konsaltingu. Witaj w Świecie Big For, Big Fajv, Big Six, Big Ben. Audyt - piętro wyżej.